Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z okazji Światowego Dnia bez Papierosa, palacze opowiadają, jak trudno przetrwać bez papierosa.

Hanna Wieczorek
Humphrey Bogart bez dymka? Niewyobrażalne. Papierosy stały się elementem popkultury, na co dzień palacze zazwyczaj walczą z nałogiem. Hanna Wieczorek zebrała kilka historii z życia nałogowca.

Tytoń był stosowany w obu Amerykach na długo przed przybyciem Europejczyków, którzy zawieźli zwyczaj spożywania go na Stary Kontynent. W Meksyku używkę tę znano już ok. 1400 r. p.n.e.

To w Stanach Zjednoczonych – po wojnie secesyjnej – wynaleziono maszyny, które zautomatyzowały produkcję papierosów. A rozwój kina sprawił, że stały się elementem popkultury. Humphrey Bogart bez dymka? Niewyobrażalne. Ikona kina za nałóg zapłaciła najwyższą cenę – Bogart zmarł na raka płuc, ale papieros na wiele lat stał się nieodłącznym rekwizytem gwiazd, również polskich (pamiętacie Barbarę Krafftównę z „Jak być kochaną”? Na ekranie i pali, i pije...).

Z palaczami zaczęto walczyć dopiero w latach 90., oczywiście w Ameryce. Papierosy zaczęły znikać z ekranów telewizyjnych i filmowych, a w popularnym „Archiwum X” tajemnicza postać Palacza, uosobienie zła, zawsze była pokazywana z nieodłącznym dymkiem. Dzisiaj, po wprowadzeniu mnóstwa zakazów palenie papierosów dla wielu stało się symbolem kontestacji i walki z ograniczaniem praw obywatelskich.

Tym bardziej warto wiedzieć, że Polacy częściej niż Europejczycy usiłują rzucić palenie. Niemal co piąty polski palacz próbował od dwóch do pięciu razy skończyć z nałogiem w ciągu ostatniego roku (dla porównania, w UE co dziesiąty). Całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych i w pracy wprowadziły Wielka Brytania, Irlandia i Cypr (zakaz obejmuje także bary i restauracje). Częściowe zakazy wprowadzono w Austrii, Bułgarii, Danii, Grecji, Portugalii, Rumunii, Belgii, Luksemburgu, Słowacji, Hiszpanii i większości landów niemieckich. A Komisja Europejska szacuje, że z powodu palenia tytoniu co roku umiera przedwcześnie około 650 tys. obywateli UE.

Przeczytajcie "wyznania palaczy" i o tym, że najtrudniejsze to przyznać się samemu przed sobą, że jest się uzależnionym od papierosów.

Marynia, lat 40+, z westchnie-niem opowiada o swojej walce z nałogiem. Zaczęła palić, podobnie jak wielu jej przyjaciół, w liceum. Na studiach towarzyszyły jej marlboro, czasem rodzime carmeny. Kiedy zaczęła pracować, palenie musiała ograniczyć – jest fizykoterapeutką, W końcu paliła tylko jednego papierosa dziennie.

– To był prawdziwy rytuał – opowiada. – Wracałam z pracy do domu, parzyłam kawę, siadałam w fotelu i wyciągałam paczkę papierosów. Wszystkim mówiłam, że nie jestem uzależniona, bo to tylko jedna „fajka” dziennie. Aż wyśmiał mnie znajomy lekarz. I miał rację. Rzucenie tego jednego, jedynego papierosa dziennie wcale nie było łatwiejsze niż odstawienie całej paczki.

Andrzej, zażywny pięćdziesięciolatek, pierwszego papierosa zapalił w podstawówce. Ze śmiechem przyznaje, że podkradł mamie sporta. – Kto dzisiaj pamięta tę markę – wzdycha. Palenie rzuca co najmniej raz w roku. Na razie z miernym skutkiem. Zawsze znajdzie się jakiś życzliwy, który poczęstuje go papierosem i dobre chęci idą w diabły.
– Pomijam kwestię ekonomiczną. Każdy palacz wie, że tytoniowy nałóg kosztuje, i to dużo – mówi. – Ale najtrudniej wytrzymać w pracy. W biurze palarni nie ma, nie jestem uczniakiem, żeby palić w toalecie, biegać na dwór nie zawsze się chce. No, ale kiedy głód nikotynowy przyciśnie, to nawet największy mróz czy deszcz niestraszny.

Wioletta, żona Andrzeja, nie pali od lat 20. I w domu wyznaczyła „strefę dymną”. To balkon. – Jak chce, to niech się truje na dworze – uśmiecha się złośliwie. – Ja nie pozwolę, żeby w mieszkaniu śmierdziało mi papierosami.

Iwona, już na emeryturze, chętnie spotyka się z koleżankami. Pod jednym warunkiem: w restauracji, kawiarni czy pubie musi być sala dla palaczy.To ogranicza pole wyboru.

– Nie tylko miejsca spotkania – wzdycha Iwona. – Ostatnio na nasze spotkania nie przychodzą dwie dziewczyny. Odpadły po kilkugodzinnym posiedzeniu w sali dla palących jednej z wrocławskich kawiarni. Skarżyły się, że musiały w trybie pilnym prać ubrania przesiąknięte dymem, łącznie z bielizną. A ból głowy minął im po dwóch dniach. Teraz zgadzają się na spacery. Ale i wtedy muszę stać na zawietrznej.

Maciek, kilka lat przed czterdziestką, uśmiecha się szczęśliwy. Rzucił palenie dwa lata temu. I pieniądze, które wydawałby na papierosy, wrzuca codziennie do skarbonki. – Zebrało się tyle, że pojadę na wycieczkę do Indii, a może nawet starczy mi na wyprawę do Chin – wyjaśnia.

Katarzyna codziennie rano ma problem z dojazdem do pracy. – Czasem wysiadam z tramwaju, kiedy ktoś zionie mi w twarz oddechem, w którym czuć świeżo wypalonego papierosa – opowiada. – I wtedy ze wstydem myślę o czasach, kiedy sama szybko kończyłam palić, bo właśnie tramwaj czy autobus dojeżdżał do przystanku.

Zaczęła palić w szkole średniej. Pełen standard, najlepiej kurzyło się fajki – oczywiście podkradane rodzicom – w damskiej ubikacji na przerwie. – Jakim cudem udawało nam się w szóstkę, a czasem i siódemkę zmieścić się w toalecie? – śmieje się, wspominając szkolne czasy. – Raz złapała nas nauczycielka i za karę musiałyśmy szkolne kibelki czyścić.

Katarzyna może powiedzieć o sobie, że jest szczęściarą. Nie cierpiała szczególnie, rzucając palenie. To przyszło naturalnie, kiedy już pracowała. Znajomy urządził imprezę, która zakończyła się w meksykańskiej knajpie na placu Solnym.

– Było dużo meksykańskich chipsów, których do dzisiaj nienawidzę, tequili i papierosów – opowiada. – Przyznam się, że nie bardzo pamiętam, jak wróciłam do domu. Następnego dnia obudziłam się z kacem gigantem. Kiedy poczułam w łazience od ubrań zapach tequili i nikotyny, rzygałam chyba kwadrans. Od tamtej chwili nie wzięłam papierosów do ust.
Beata zapaliła po raz pierwszy papierosa, kiedy miała... pięć lat. Potem długo unikała „fajek”. Sięgnęła po nie dopiero na studiach. – Grałam w brydża z przyjaciółmi, którzy kopcili jak kominy – wspomina. – Po kwadransie człowiek zaczynał się dusić, chyba że sam zapalił. Itak już zostało.

Tyle tylko, że w latach 80. ubiegłego wieku palili prawie wszyscy. Wszędzie. W knajpach, akademikach, na wyższych uczelniach. Palono także w szkołach – dla uczniów, którzy ukończyli 18 lat, były specjalne palarnie, a z pokoju nauczycielskiego unosił się dym papierosowy, jak z parowozowni. Czasem tylko starsze panie i nobliwi panowie krzywili się, widząc kobiety palące na ulicy. A w co lepszych knajpach była sala „beztytoniowa”, choć szwankująca wentylacja powodowała, że i tam śmierdziało papierosami.

– Rzucić palenia nie potrafię – wzdycha Beata. – Przerzuciłam się za to na e-papierosa. Wychodzi taniej. Przyznaję, po dwóch tygodniach zaczęłam czuć, jak całe moje mieszkanie i wszystkie ubrania przesiąkły zapachem papierosów. I choć teoretycznie elektronicznego papierosa można palić wszędzie, mam opory przed używaniem go na przystankach czy w kawiarniach.

Kuba, lat dwadzieścia, nie ma już takich oporów. Wręcz ostentacyjnie pali na przystanku i tylko patrzy, „czy mu ktoś podskoczy”. – A co? Palacze są gnębioną mniejszością – mówi buńczucznie. – Nasze prawa zostały naruszone.
Koledzy Kuby, wszyscy z palącymi się papierosami w rękach, rechocą wesoło. Ale Kuba po chwili odchodzi od towarzystwa i po cichu przyznaje: – Nie znoszę kaca papierosowego, błe. Palę tylko towarzysko.

Zosia, trzy lata do trzydziestki, nie pali na co dzień. Czasem na imprezie weźmie papierosa, choć ostatnio zdarza się jej to coraz rzadziej. – Zmuszam chłopaka, żeby rzucił palenie – opowiada. – Wydawał na fajki 300 złotych miesięcznie, a drugie tyle na leki przeciwastmatyczne.

Zosia przyznaje, że sama miała krótką przygodę z papierosami. W dwa-trzy dni wypalała paczkę. I choć już dawno skończyła 18 lat, ukrywała się przed matką. – Mama jest zdeklarowana palaczką – wzdycha. – I była dumna, że mnie udało się uniknąć tego nałogu. Nie mogłam się przyznać, że palę. Aż w końcu mnie przyłapała. Nic nie powiedziała, tylko popatrzyła. Dwa tygodnie później rzuciłam palenie.

Katarzyna śmieje się, że zna niereformowalnych palaczy. Jeden z jej kolegów robił jakieś badania w szpitalu przy ul. Grabiszyńskiej. Kiedy zobaczył chorych na raka płuc, tak się przestraszył, że zapowiedział wszem i wobec, że rzuca palenie. – Wszyscy o tym mówili, a najwięcej nasza szefowa – opowiada Katarzyna. – Byłam dumna, że kolega tak świetnie się trzyma, do momentu, kiedy nie przyuważyłam, jak ukradkiem popala ukryty za śmietnikami...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto