Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad. Kobieca przyjaźń jest wyjątkowa. Rozmowa z Katarzyną Kostołowską, autorką książki “Czterdzieści minus"

Arkadiusz Orman
Z Katarzyną Kostołowską, autorką książki “Czterdzieści minus” rozmawia Arkadiusz Orman

Anita to właścicielka upadającej czekoladziarni. Magda dowiaduje się, że jest w ciąży, a jednocześnie o zdradzie męża. Aśka jest szanowaną stylistką, tkwiącą w nieudanym małżeństwie. Karola nie ma szczęścia do facetów. Brzmi to trochę depresyjnie. Nie uważa Pani?
Depresyjnie? Raczej życiowo. Fakt, że kiedy poznajemy bohaterki książki, wszystkie cztery są na tak zwanym zakręcie, ale życiowych zakrętów nie brakuje tylko w idealnym świecie. Te kobiety żyją w świecie nieidealnym, czyli takim, jakim on jest. Starałam się, żeby ich problemy nie były wydumane i nierzeczywiste. Przecież takie sytuacje zdarzają się codziennie tysiącom kobiet. Brak miłości lub pieniędzy, plajta wymarzonego biznesu, bolesne rozczarowanie ludźmi, których uważało się za bliskich… To się dzieje, bo takie jest życie. Czy istnieją szczęściary, którym nigdy nic przykrego czy trudnego się nie przytrafia? Nie sądzę. Znam dużo kobiet, uwielbiam z nimi rozmawiać i z perspektywy swojego wieku czterdzieści plus już wiem, że zawsze, choćby na najpiękniejszej fasadzie jakaś rysa już jest lub zaraz się pojawi. Nie chcę tutaj wielce filozofować, bo „Czterdzieści minus” to literatura popularna, ale życie to ciągłe się z życiem zmaganie. Co zresztą tym bardziej pozwala doceniać chwile niczym niezakłóconego spokoju, za którymi wszyscy gonimy. Dokładnie tak jak cztery bohaterki mojej książki.

Moim zdaniem w dużej mierze sukces Pani książki polega na tym, że wiele osób może utożsamiać się z głównymi bohaterkami, które doskonale zostały wykreowane. Czytelnik im współczuje, dopinguje i ma nadzieję, że w końcu ich życie się ułoży. Czy od początku było takie założenie?

Chciałam, żeby to były ciekawe, ale przede wszystkim fajne kobiety, w których inne fajne kobiety - moje czytelniczki - będą mogły przejrzeć się jak w lustrze, zobaczyć w nich to, co w sobie lubią, ale także to, czego w sobie nie cierpią. Jeśli czytelniczka trzyma kciuki za Magdę, Aśkę, Karolę i Anitę, to oznacza, że udało mi się nakreślić postaci z krwi i kości, niepozbawione wad, czasem denerwujące, ale równocześnie wzbudzające sympatię. Na tym mi zależało od początku, oczywiście.
Proszę zauważyć, że Pan używa słowa „czytelnik”, ja natomiast konsekwentnie mówię o „czytelniczkach”. Nie łudzę się, że po książkę o perypetiach czterech przyjaciółek sięgnie mężczyzna, zresztą chyba niespecjalnie mi na tym zależy. Pisałam ją dla kobiet, zadedykowałam kobietom, a tych dwóch bliskich mi panów, którzy książkę przeczytali w całości (lub może tylko przekartkowali), zrobili to z tego powodu, że nie wypadałoby im inaczej. Pan jest, zdaje się, trzecim czytelnikiem, ale przecież Pan przeczytać musiał (śmiech).

Mam też wrażenie, że książce przyświeca motto kierowane do kobiet: "Życie pisze wiele scenariuszy, nie zawsze jest kolorowo, ale przy pomocy przyjaciół i własnej determinacji, z każdym problemem można sobie poradzić". Trafne spostrzeżenie?

Jakiś czas temu, wcale nie tak dawno, zrozumiałam dwie rzeczy. Po pierwsze to naprawdę nie ma takiej rury, której nie dałoby się odetkać. Zawsze słyszałam to z ust mojej mamy, ale jakoś nie byłam przekonana. Tymczasem właśnie tak się dzieje. I wcale nie trzeba bardzo chcieć, czasem rozwiązanie spada pod nogi samo. Choć, oczywiście, upartego dążenia do celu nikomu nie odradzam - może przynieść efekty dużo bardziej spektakularne i dużo szybciej. Reguł tu naprawdę brak, zresztą nie jestem mówcą motywacyjnym i w książce również wystrzegam się wszelkiego dydaktyzmu, bo po prostu go nie znoszę.
Po drugie dotarło do mnie, jak ogromnie ważna jest przyjaźń. Może się walić i palić, ale dzięki przyjaźni nawet najgorszy z dramatów da się przejść, a nawet z niego pośmiać. Książka traktuje o kobiecej przyjaźni, bo dla mnie, choć mam także przyjaciół facetów, właśnie kobieca przyjaźń jest wyjątkowa, pewnie dlatego, że w jakiś sposób trudniejsza. Wiadomo - my, kobiety, miewamy humory (śmiech). Dzięki moim przyjaciółkom, którym książkę zadedykowałam i które użyczyły swoich imion jej bohaterkom, nie jeden raz udało mi się zmienić perspektywę patrzenia na własne problemy i z tej nowej perspektywy problemy stawały się jakby mniejsze, łatwiejsze do pokonania.
Jeśli mojej książce przyświeca jakieś motto, to się cieszę, natomiast nie było moim zamiarem nikogo do niczego przekonywać. „Czterdzieści minus” to literatura rozrywkowa, a wymóg gatunku jest taki, aby historia skończyła się szczęśliwie. Nawet jeśli zaraz po tym happy endzie znowu nastąpi krach, przecież nigdy nie wiadomo, co szykuje dla nas życie. (śmiech)

Wiele osób uważa, że życie zaczyna się po trzydziestce. Zgodzi się Pani z tym?
Po trzydziestce, po czterdziestce, może po sześćdziesiątce? Nie mam zielonego pojęcia i nie chcę mieć. Wychodzę z założenia, że nigdy nie wiadomo, co czai się za rogiem, sęk w tym, żeby wciąż dysponować na tyle dobrym wzrokiem, by móc to coś dostrzec (śmiech). Starzeje się nasza powłoka, a my wciąż pozostajemy tacy sami, wciąż czegoś chcemy, choćbyśmy twierdzili, że wcale nie. Plusem upływającego czasu jest to, że z czasem stajemy się bardziej wyluzowani wobec drobiazgów, które kiedyś potrafiły wyprowadzić nas z równowagi. Im dalej w las, tym większy dystans i bardzo dobrze. Nie ma co przejmować się nadmiernie, zwłaszcza tym, na co nie ma się większego wpływu, zwłaszcza dlatego, że nasze życie to zaledwie mgnienie.

Jest Pani prawniczką, redaktorką, miłośniczką zwierząt. Do tego na bieżąco śledzi Pani trendy modowe i newsy ze świata polityki. W wolnych chwilach uwielbia Pani oglądać seriale kryminalne. Od lat Pani opowiadania można przeczytać w czasopismach dla kobiet. Mnie interesuje, co skłoniło Panią do napisania książki?

Właśnie pisanie opowiadań, których popełniłam w swoim życiu setki. Zapragnęłam się zmierzyć z powieścią z ciekawości, czy mi się uda. O zawartość byłam właściwie spokojna, tę historię nosiłam w sobie od pewnego czasu, bałam się polec na konstrukcji, która jest przecież zupełnie inna niż w krótkiej formie opowiadania. Jednak się udało, nawet bez większych katuszy, co pozwoliło mi uwierzyć, że marzenia się spełniają. Przecież zawsze marzyłam o tym, żeby być sławną pisarką siedzącą z laptopem na tarasie z widokiem na morze (śmiech). Na razie siedzę przy kuchennym stole, ale widok mam także całkiem, całkiem, bo z mojego mieszkania widzę piękną panoramę pięknego miasta. Wrocław gra w powieści jedną z głównych ról i był to wybór zupełnie oczywisty. To miasto znam, więc odpadła konieczność dokumentacji (śmiech), poza tym to miasto kocham.

Czytając Pani książkę, od razu można zauważyć wieloletnie doświadczenie redaktorskie. Opisy pomieszczeń, osób, emocji, a także scen seksu, które zdaniem wielu pisarzy są najtrudniejsze, są bardzo dobrze przedstawione. Czy ma Pani w głowie już pomysł na kolejną powieść?

Wysyłając tę książkę wydawnictwu miałam na myśli tylko jedno - żeby się spodobała, więc kiedy wreszcie dostałam recenzję, omal nie zemdlałam z wrażenia. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobra, naprawdę. „Czterdzieści minus” napisałam, żeby się sprawdzić i nie wybiegałam w przyszłość. Zaczęłam dopiero po tym, jak wydawca uznał, że książka musi mieć ciąg dalszy, bo jeśli czterdzieści minus, to koniecznie czterdzieści plus. No i stało się „Czterdzieści plus”, ma ukazać się wkrótce i będzie pożegnaniem z czterema bohaterkami, które ja sama zdążyłam bardzo polubić. Trochę szkoda, ale nie ma tego złego, bo następne wyzwania i następne bohaterki przede mną. Jedno się nie zmieni - kolejne książki będą o kobietach, dla kobiet, a i scen seksu nie zabraknie (śmiech).

Spodziewała się Pani, że książka będzie cieszyła się tak dużym zainteresowaniem?
Jestem człowiekiem małej wiary w samą siebie, więc nie spodziewałam się niczego, miałam za to wielką, cichą nadzieję. Przecież pisałam po to, żeby było czytane. Więc teraz się cieszę i dziękuję czytelniczkom za wszystkie pochlebne opinie i przychylne słowa, które dodają skrzydeł i sprawiają, że chce mi się więcej i lepiej.

Gdyby miała Pani w jednym zdaniu zaprezentować książkę, jakby Pani ją opisała?
Lekka, ale inteligentna opowieść o czterech świetnych kobietach dla tysięcy (lub - daj Boże - milionów) świetnych kobiet.

Dziękuję za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto