Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pies wolny

Marcin Wierzba
Niektóre psy są wypuszczane na spacer same
Niektóre psy są wypuszczane na spacer same Fot. Piotr Król
Każdy z Państwa widział psa podążającego za właścicielem. Kundelek, bez smyczy, zatrzymujący się przed ulicą - taki obrazek wcale nie jest rzadki na ulicach naszego miasta. Najczęściej takie psy nie otrzymują formalnego wyszkolenia, one są po prostu dopasowane do właścicieli tak charakterem, jak i tempem ruchu.

Człowiek się zatrzymuje, pies też, i już. Niektóre jednak psy są wypuszczane na spacer same, a jak już się wybiegają, wracają do domu (lub nie!).

W mojej okolicy jest taki psiak, który nie tylko biega luzem, ale jeszcze upodobał sobie okoliczne przedszkole, które odwiedza regularnie. Więcej! Zwierzak najwyraźniej chce w nim zamieszkać. Dzieci nakarmiły psa 26 maja i od tamtej pory pies jest codziennym gościem przedszkola. Pies przechodzi przez ogrodzenie, a jest na tyle mały, że może to zrobić kilkadziesiąt razy dziennie niezależnie od tego, kto go wyprowadza poza teren. Dzieci się cieszą, rodzice są podenerwowani, nauczyciele bezradni.

Pies nie jest agresywny, tylko z maniakalnym uporem pcha się na teren, na którym nie jest mile widzianym gościem, gdyż nie jest pod kontrolą właściciela. Ten pies ma obrożę, więc z kimś mieszka, wygląda zdrowo, nie jest psem, który się komuś zgubił, jest po prostu psem wypuszczonym, wolnym i decydującym za siebie. Straż miejska wezwana do tego przypadku odmawia pomocy - "to nie jest nasza sprawa", schronisko - nie odpowiada na telefony, właściciel codziennie wypuszcza psa, który robi co chce, dyrektor przedszkola - nie wie, co może jeszcze zrobić. Sytuacja staje się patowa i oczywiście winny jest pies. Czy na pewno?
Co może zrobić dyrektor przedszkola:
* dzwonić do skutku do schroniska,
* skontaktować się z powiatowym lekarzem weterynarii i nakłamać, że pies ma objawy jakiejś choroby (najlepiej wścieklizny), bo wtedy służby weterynaryjne muszą zainterweniować,
* na własną rękę szukać właściciela psa.
Dlaczego nie można tej sytuacji rozwiązać najprościej, jak się da, bez narażania się na kłótnie i działania, które nie przynoszą pożądanego skutku? Dyrektor przedszkola powinien mieć wsparcie służb interwencyjnych, które powinny natychmiast zareagować na zgłoszony problem, a właściciel psa powinien ponieść koszty takiej interwencji. Kontakty dzieci ze zwierzętami są dobroczynne.

Wskazują na to liczne badania naukowe prowadzone na całym świecie, ale dotyczą one "kontaktów kontrolowanych" przez dorosłych. W tym wypadku jedyną "kontrolą" są bezskuteczne próby zniechęcenia psa do wkraczania na teren przedszkola przez bezsilny personel, który próbuje sobie poradzić z naprawdę upartym psem i naprawdę zaniepokojonymi rodzicami dzieci. Można pozwolić psiakowi na regularne samowolne wizyty w przedszkolu lub wypracować systemowe rozwiązanie podobnych problemów. Ten drugi wariant wymaga jednak reakcji urzędników, którzy są, niestety, znani z opieszałości swoich działań.

Dodam, że na podwórku tego samego przedszkola w zeszłym roku zadomowił się lis. To nie jest wina lisa, że miasto wpycha się na jego teren. Lis, który nie chciał się wynieść z przedszkolnego podwórka, kosztował mnie tydzień codziennych wizyt z moimi psami na jego terenie. Jestem jednak zwykłym obywatelem miasta, który nie powinien być proszony o taką przysługę przez bez-radny personel placówki.

Jak widać, jest we Wrocławiu wiele do zrobienia w sprawie kontaktów ludzi ze zwierzętami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto