W Zakładach Górniczych Lubin ranny został operator wiertnicy. W sobotnie południe, podczas pracy natrafił na niewypał z poprzedniego strzelania. Ranny to 34-letni górnik z Groźdźca Małego koło Głogowa. Ma ciężkie obrażenia głowy. Przebywa na oddziale neurologicznym szpitala w Nowej Soli, gdzie przeszedł operację.
Do dramatycznego zdarzenia doszło 750 metrów pod ziemią na oddziale G9. W pobliżu eksplozji, oprócz operatora, znajdował się też drugi górnik - przodowy pola. Na szczęście nic mu się nie stało. Po zbadaniu przez lekarzy został wypuszczony do domu.
To już drugi przypadek eksplozji ładunków wybuchowych w ciągu ostatnich dwóch tygodniu w ZG Lubin. 25 lutego, podczas wiercenia otworu w przodku zginął tam 53-leni pracownik Przedsiębiorstwa Usług Górniczych i Budowlanych, firmy wykonującej usługi dla KGHM. Trzech innych zostało ciężko rannych.
Anna Osadczuk, rzeczniczka KGHM, twierdzi, że obu tych zdarzeń nie należy łączyć. - W lutym przyczyną wypadku były rażące błędy, jakie popełnili pracownicy firmy zewnętrznej, bo jednocześnie wiercili otwory pod ładunki i wypełniali je materiałem wybuchowym - tłumaczy Anna Osadczuk. - W tym ostatnim przypadku operator natrafił prawdopodobnie na niewypał ze strzelania z poprzedniego dnia pracy. Ale czy tak było, bada specjalna komisja, w skład której wchodzą pracownicy kopalni oraz przedstawiciele Okręgowego Urzędu Górniczego z Wrocławia.
Dziś w kopalni Lubin zostaną przesłuchani pracownicy odpowiedzialni za przygotowanie przodka do pracy. Na razie nie wiadomo, kiedy na pytania komisji odpowie lżej ranny górnik - przodowy pola. Zgodę na to musi wyrazić lekarz. Tak szybko, jak będzie to możliwie, przesłuchany zostanie także ranny 34-latek, operator wiertnicy.
- Przodek sprawdzają sztygar zmianowy i przodowy pola - mówi Piotr Trempała, szef Związku Zawodowego Pracowników Dołowych w KGHM. - Kiedy ładunek nie odpali, miejsce z niewybuchem jest obrysowywane tak, aby operator wiertnicy je widział.
Dyrektor ZG Lubin zapewnia, że jeśli przyczyną wypadku był błąd pracownika, osoba odpowiedzialna za to poniesie konsekwencje. - Ale oprócz ludzi sprawdzimy też, czy nie zawiódł sprzęt strzałowy, zapalniki oraz materiał wybuchowy - mówi Krzysztof Tkaczyk, dyrektor ZG Lubin. - Każde takie zdarzenie odsłania słabe strony pracy ludzi albo urządzeń. Zrobimy wszystko, aby ich w przyszłości uniknąć. OUG ma trzy tygodnie na przygotowanie dokumentacji z sobotniego wypadku, która trafi też do prokuratury.
Górnik ma zeznawać
Rozmowa z Grzegorzem Wowczukiem, dyrektorem Okręgowego Urzędu Górniczego, we Wrocławiu
W ZG Lubin, w ciągu kilkunastu dni doszło do dwóch eksplozji. Czy to przypadek?
Absolutnie nie łączyłbym tych zdarzeń. W pierwszym przypadku stwierdziliśmy świadome, rażące naruszenie przepisów. Pracownicy prowadzili roboty strzałowe wbrew zdrowemu rozsądkowi, czyli jednocześnie wiercili i zakładali ładunki. Natomiast w sobotnim zdarzeniu mamy prawdopodobnie do czynienia z przypadkowym pozostawieniem niewypału po strzelaniu.
Kiedy poznamy przyczynę wypadku?
Za trzy tygodnie. Przeprowadziliśmy już wizję lokalną na oddziale i ustalamy, jak do tego doszło. Bardzo ważne będą zeznania rannego górnika. Czekamy na zgodę lekarza.
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?