Coraz więcej młodych ludzi decyduje się na dość drogi i ryzykowny sport - rajdy samochodowe. Po sukcesach Łukasza Ryznara i Michała Jucewicza, którzy w tym roku wystartowali m.in. w rajdzie Monte Carlo, o swoją szansę w mistrzostwach Polski chcą walczyć Grzegorz Woźnik i Bartosz Sydor. Ich marzeniem są właśnie eliminacje do mistrzostw i ogromne chęci do startowania w krajowych zawodach.
– Jak to się zaczęło? Chyba jak u wielu, gdy dowiedziałem się o śmierci Mariana Buglewicza, zacząłem interesować się historią rajdów – przyznaje Grzegorz Woźnik. – Miałem wtedy 7 lat. Dziś tyle samo ma mój syn Daniel, który też zaczął mi kibicować i jeździć z nami na rajdy.
Nigdy nie kupował takich samochodów jak koledzy. Pierwszym był seat ibiza od rodziców. Potem subaru impreza. Obie marki znane są ludziom obeznanym z rajdami. Po drogach jeździ spokojnie. Nawet oplem, którym musi dojechać na warsztat. Wypadek miał raz. Za to na rajdach może się wyszaleć. – Podobno dobry kierowca musi raz roku mieć stłuczkę, ale mam nadzieję, że w moim przypadku to się nie sprawdza i będę dobry bez przygód – żartuje Woźnik.
Bakcyla rywalizacji połknął w 2005 roku, gdy pojechał na rajd własną subaru imprezą. Pierwszy start i trzecie miejsce... od końca.
Na każdych zawodach towarzyszą im dwa samochody wiernych, legnickich kibiców. Żony wśród nich nie ma, bo zbyt często przestrzegała męża przed niebezpieczeństwem.
Grzegorz Woźnik pracuje w legnickiej Hucie Miedzi. Jego pilot Bartosz Sydor w prochowickiej firmie Tech Serwis. Stąd na boku ich rajdowego opla astry wielki napis Prochowice.
– Właśnie w warsztatach tej firmy możemy przygotowywać wóz do każdych zawodów – przyznaje Woźnik.
Z Bartkiem znają się od dziecka. Razem jeździli na motocyklach, potem naprawiali swoje pierwsze auta.
Sam samochód kupili od rajdowca, który kończył ze startami w zawodach. To był błąd, bo auto trzeba było przerabiać na nowo. I zapłacili za nie niemal dwukrotnie.
Rok 2009 był dla nich pasmem sukcesów. Dwa razy drugie miejsce w rundach Otwartych Samochodowych Mistrzostw Tych i trzecie w kwalifikacji generalnej sezonu. Blisko podium byli też w dwóch kryteriach rajdu Kamionki. W tym roku postawili podnieść sobie poprzeczkę. Wystartowali w Czechach w Rally Żelezne Hory, gdzie zajęli szóste miejsce i postawili na Kamionki.
W 21. kryterium mieli wypadek. Chcieli jechać za szybko i przy prędkości 100 km na godzinę wpadli na barierkę ochroną. W astrze trzeba było wyklepać bok. W tym pechowym rajdzie pilotem był fotoreporter teamu Marcin Seweryn. Sydor nie mógł wziąć udział w zawodach.
– Rajdy w Czechach są trudne, kręte, techniczne nie ma tak dużo prostych jak w Polsce i takie właśnie trasy lubimy – przyznaje Seweryn. – Za to poziom organizacyjny jest o wiele wyższy niż u nas. Tam starają się o to, by każda zgłoszona załoga wystartowała, a nawet drobne niedociągnięcia przy sprawdzaniu na miejscu stanu technicznego pojazdu mogą zostać usunięte. A w naszym kraju znamy kierowców, którzy po zapłaceniu wpisowego odpadali po przeglądzie samochodu.
Jednak to w Polsce chcą startować, głównie ze względu na sponsorów. W kraju ciężko znaleźć firmę, która chciałaby się reklamować na samochodzie jeżdżącym w czeskich rajdach. A właśnie pieniądze to obecnie próg, który ogranicza ich starty. Sama wymiana klocków hamulcowych to wydatek około 600-700 zł, opony to 300 zł. Te pierwsze starczają na dwa odcinki rajdu, opony trzeba wymienić po każdym starcie.
W 2011 roku chcą wystartować m.in. w Walim Trophy, Kryterium Kamionki i czeskich rajdach.
Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?