Wracamy do sprawy ocalenia życia 30-letniego legniczanina, który we wtorek 9 lutego próbował odebrać sobie życie w mieszkaniu przy al. Rzeczypospolitej w Legnicy. Powieszony mężczyzna według relacji policji został uratowany wyłącznie dzięki szybkiej i zdecydowanej interwencji przybyłych na miejsce policjantów.
Pisaliśmy o tym wczoraj:
Zgłosił się do nas naoczny świadek wydarzenia (M.), który sytuację przedstawia nieco inaczej.
M. jest przyjaciółką 30-latka (R.).To ona wezwała policję, dzwoniąc na numer alarmowy 112. Razem ze swoim partnerem niedługo przed dramatyczną decyzją 30-latka rozmawiali z nim, próbowali go uspokoić.
Kobieta we wtorek otrzymała niepokojące wiadomości od R. Bojąc się o stan przyjaciela, razem ze swoim partnerem szybko zjawiła się w miejscu jego przebywania. R. nie chciał wpuścić jej jednak do mieszkania, rozmawiali przez zamknięte drzwi.
Byłam zdesperowana. Szukałam pomocy u sąsiadów, jednak oni nie byli zainteresowani sprawą. Jeden z sąsiadów stwierdził, że drzwi nie da się wyważyć, ponieważ mają dwa zamki. Wykręciłam więc wizjer, żeby widzieć, co robi R.
Kiedy kobieta zobaczyła, że jego przyjaciel próbuje się powiesić, zadzwoniła na numer alarmowy. Zgłosiła sprawę i razem ze swoim partnerem, a także siostrą R. czekali na pomoc. Kiedy na miejscu pojawili się policjanci, jeden z nich bez wahania wyważył drzwi. Razem z partnerem M. wbiegli do mieszkania, policjant podniósł nieprzytomnego mężczyznę, partner M. odciął sznur. W tym momencie ten sam funkcjonariusz nakazał M. zadzwonić na pogotowie i przystąpił do pomocy przedmedycznej. Drugi z policjantów, według M., nie brał udziału w akcji, przebywał na korytarzu.
30-latek ocknął się jeszcze przed przybyciem ratowników medycznych.
Był w szoku, skulił się, pozostał na podłodze i płakał. Policja twierdzi, że był agresywny i musieli go obezwładnić. To jest całkowita nieprawda - wyznaje świadek wydarzenia, M.
Kiedy na miejscu zjawiło się pogotowie, mężczyźnie zadano pytanie, czy wyraża zgodę na leczenie. Ten bez wahania się zgodził, po czym zawieziono go do szpitala, gdzie do tej pory pozostaje na obserwacji.
M. czuje się pokrzywdzona nierzetelną, według niej, relacją policji, w której nie znalazła się wzmianka o świadkach wydarzenia, bez których akcja ratownicza być może nie byłaby tak skuteczna. Gdyby nie jej szybka reakcja na wiadomości przyjaciela, przybycie na miejsce i wezwanie służb, R. mógłby już nie żyć. Jest również zszokowana informacją policji, według której R. po ocknięciu zachowywał się agresywnie - zapewnia, co potwierdzają świadkowie będący z nią na miejscu, że nie doszło do żadnych aktów agresji.
Kobieta wyraża jednak wdzięczność jednemu z policjantów, który z wielkim zaangażowaniem zdecydował się wtargnąć do mieszkania i pomóc niedoszłemu samobójcy.
Jak było naprawdę? To pytanie nie jest najważniejsze. Liczy się to, że mężczyzna żyje i można udzielić mu specjalistycznej pomocy, dzięki której wróci do zdrowia.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?