Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

JAROSZÓWKA. Gonitwa po życie

Zbigniew Budych
– Mam wrażenie, że komuś zależy, aby polskie hodowle upadły – denerwuje się Roman Krzyżanowski, szef stadniny w Jaroszówce.
   FOT. PIOTR KRZYŻANOWSKI
– Mam wrażenie, że komuś zależy, aby polskie hodowle upadły – denerwuje się Roman Krzyżanowski, szef stadniny w Jaroszówce. FOT. PIOTR KRZYŻANOWSKI
Koniom pełnej krwi angielskiej grozi zagłada. To byłaby narodowa klęska – zgodnie twierdzą dolnośląscy hodowcy – Od jesieni nie sprzedałem ani jednego konia na aukcji, pracownikom wypłaciłem zaliczkę na ...

Koniom pełnej krwi angielskiej grozi zagłada. To byłaby narodowa klęska – zgodnie twierdzą dolnośląscy hodowcy

– Od jesieni nie sprzedałem ani jednego konia na aukcji, pracownikom wypłaciłem zaliczkę na poczet kwietniowych pensji. Nie wiem, czy będę miał pieniądze za dwa miesiące – mówi zdesperowany Roman Krzyżanowski, dyrektor stadniny koni w Jaroszówce

Na Dolnym Śląsku, oprócz Jaroszówki, gdzie jest 170 zwierząt, są jeszcze dwie liczące się hodowle koni pełnej krwi angielskiej – w Strzegomiu i Jeleniej Górze. Wszystkim zajrzała w oczy zagłada. Powodem jest upadłość spółki, która organizowała na torze Służewiec w Warszawie jedyne w Polsce wyścigi angielskich vollblutów. Mechanizm katastrofy wyjaśnia Roman Krzyżanowski.
Wyścigi to jedyna obiektywna możliwość sprawdzenia, ile koń jest wart. W twardej rywalizacji zwyciężają tylko najlepsze. Gdy nie ma wyścigów, nikt nie kupuje koni. Skoro nie ma zbytu, to stadniny tracą sens – mówi hodowca z Jaroszówki. – Być może uda mi się przetrwać ten rok, ale w przyszłym na pewno trzeba będzie zamknąć stadninę i zlikwidować hodowlę.
– Teraz mam na Służewcu 10 koni wyścigowych, miesięcznie utrzymanie jednego kosztuje ok. 1200 zł – wylicza Marian Pokrywka, właściciel hodowli w Jeleniej Górze. – Ale nie zarabiam. W sumie trzymam aż 45 koni.
– Nasza stadnina ma 140 zwierząt – dodaje Grzegorz Konarski, współwłaściciel Polskiej Korporacji Inwestycyjnej, która ma stadninę w Strzegomiu. – Z tego 60 stoi na Służewcu. Najgorsze, że nie widać wyjścia z tej patowej sytuacji.
Właścicielem służewieckiego toru jest rządowa agenda – Polski Klub Wyścigów Konnych (Dżokejklub), która wynajęła inną spółkę skarbu państwa Służewiec Tory Wyścigów Konnych Sp. z o.o. w Warszawie. Ta z kolei miała organizować gonitwy. Ale ogłosiła upadłość pod koniec 2005 roku i nie organizuje imprez.

Zazwyczaj sezon na Służewcu zaczynał się w połowie kwietnia. Co gorsza, także Dżokejklub zwleka z wyborem nowego kontrahenta. 5 maja Totalizator Sportowy Sp. z o.o. złożył ofertę prowadzenia wyścigów i przyjmowania zakładów. Mijają dni, a zarząd Dżokejklubu milczy.

Wicepremier Lepper zna sprawę
– Rozpatrujemy ofertę pod względem formalnym i merytorycznym. Nie wiem, jak długo to potrwa – mówi Dominika Gołaczewska, sekretarka prezesa PKWK. – Niestety, nie mogę połączyć z panem prezesem, gdyż jest bardzo zajęty. Ale upoważnił mnie do podania takiej informacji. Nic więcej nie mamy do dodania – mówi kobieta stanowczym tonem. Zadzwoniliśmy więc do ministerstwa rolnictwa, które sprawuje nadzór właścicielski nad Dżojeklubem.
– Nie możemy ręcznie sterować tą firmą – twierdzi Małgorzata Książek, pełniąca obowiązki dyrektora biura prasowego resortu rolnictwa. – Trzeba cierpliwie czekać. Pan wicepremier Andrzej Lepper zna sprawę, ale dotychczas osobiście nie wypowiedział się na ten temat.
Podobnie w Ministerstwie Skarbu Państwa, które nadzoruje zarówno upadłą firmę jak i Totalizator Sportowy, zalecają poczekać na koniec negocjacji.
– Totalizator jest odrębną firmą w rozumieniu kodeksu handlowego – mówi Agnieszka Dłuska z biura prasowego ministerstwa skarbu. – Skoro toczą się negocjacje, to nie możemy w nie ingerować. Zresztą, Totalizator sam nie będzie organizował gonitw, tylko przyjmował zakłady. Organizacją wyścigów na pewno zajmie się spółka podległa Totalizatorowi. nie wiemy, kiedy zapadną decyzje co do rozpoczęcia wyścigów.

Szlachetna krew
– Nieudolność biurokratów w Warszawie prowadzi do likwidacji dorobku wielu pokoleń koniarzy w Polsce – mówi Roman Krzyżanowski. – Jeżeli dojdzie do najgorszego i trzeba będzie wyprzedać lub wybić klacze, bo sprzedać na Zachodzie je trudno, to na odbudowę hodowli na obecnym poziomie będziemy czekali dziesiątki lat.
Jako przykład podaje Bułgarię, gdzie zaraz po II wojnie tak się stało. Hodowla w tym kraju nie podniosła się do dziś.
– Wyniszczenie vollblutów będzie miało efekt domina – dodaje Marian Pokrywka. – Padną hodowle także innych ras, np. arabów polskich, które są naszą dumą narodową.
Roman Krzyżanowski pokazuje wyliczenia z których wynika, że jeden rasowy vollblut to pięć miejsc pracy. Do tego dochodzą zyski dla państwa z zakładów na wyścigach. •

Koński przemysł w niebezpieczeństwie
Konie pełnej krwi angielskiej wykorzystywane są też do uszlachetniania innych ras.
– Teraz hodowla to prawdziwy przemysł – dodaje Grzegorz Konarski. – Korzystają producenci siodeł, derek, paszy, zatrudniamy pracowników jako chłopców stajennych, trenerów, dżokejów.
To system naczyń połączonych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na legnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto