Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chojnów: Śmieciowe psy kochają najmocniej

Grzegorze Chmielowski
Grzegorz Chmielowski
Nikt nie wie, jak się kiedyś wabiły, ile dokładnie mają lat. No bo skąd? Przecież ten, kto je wyrzucił z samochodu, z domu, wywiózł w pole, nie przyczepiał im karteczki z danymi. – Właściciele pozbyli się ich jak śmieci – mówi Jerzy Kucharski, kierownik wysypiska odpadów w Białej koło Chojnowa, który wraz ze swoimi pracownikami przygarnął i opiekuje się czwórką niechcianych zwierząt.

Zołzę na wysypisko przywiózł ktoś razem z jej bratem. Takie około 4-miesięczne szczeniaki. Piesek znalazł dom u pobliskiego rolnika, a suczka już jest jakieś pięć lat u Kucharskiego.

Jest też Ptyśka. Pan Jerzy widział na własne oczy, jak koło wysypiska podjechała osobówka kombi i kierowca wyrzucił ją, takie małe zagubione szczenię, na pobocze. Kombi odjechało, a nagle pojawił się tir wypełniony piaskiem. Zapiszczały hamulce, poszedł dym spod opon.

– Kierowca zachował się fantastycznie, bo przecież mógł tego pieska, chodzącego po szosie, na której ostatni raz widział swojego pana, rozjechać – wspomina Kucharski. Nie od razu Ptyśka trafiła na wysypisko. Zaniósł jej raz jedzenie, tam gdzie żyła, koło drogi. Gdy drugiego dnia tam się pokazał, pomaszerowała za nim.

Kołtun z Cykorem żyli z watahą porzuconych psów na okolicznych polach. Mieszkali w lisiej norze jakieś dwa lata. Gdy zimą śnieg zasypał im wejście do kryjówki, zaczęli przychodzić na wysypisko. I zostali.

Przy wjeździe na wysypisko stoi służbowy barak –dozorcówka, a obok duża psia buda, na której ktoś nakleił dwa czerwone serduszka . Barak i buda to dom tej czwórki. W dozorcówce każde ma swoje miejsce pod biurkami. Dziś drzemie tam tylko trójka, bo Cykor, mimo zimowej pogody, biega gdzieś po wysypisku. Nad biurkami pełno zdjęć psiej czwórki z pracownikami i ich znajomymi.

– Te psy to nasz alarm i monitoring – mówi Kucharski. – Gdy tylko ktoś obcy w nocy zbliży się do bramy, od razu dają dozorcy znak.

Za swoją prace dostają jedzenie. Każdy z pracowników zawsze im coś przyniesie. Ale też firma Piast, która ochrania wysypisko, przez jakiś czas przeznaczała pieniądze na zakup jedzenia. No i znajomi podrzucają.

Zołza pracuje nie tylko nocą. – To pies detektyw i psycholog – opowiada Kucharski. – U nas można składować tylko gruz z rozbiórek, czy ziemię z wykopów, a podrzucanie innych rzeczy jest zabronione. Zołza wyczuwa ludzi, którzy łamią te zasady. Tacy kręcą, czują się nieswojo, bo w gruzie przywieźli stare opony czy jakieś płyty azbestowe i Zołza zaczyna wtedy szczekać – mówi pan Jerzy.

Sam nie może być też niemiły dla obcych, bo również to zauważa i od razu ich obszczekuje.

- Krążą opinię, by nie adoptować psów porzucanych, bo nie wiadomo, co to za zwierzęta. A ja bardzo namawiam, by właśnie takie brać do domu – mówi Kucharski. – Gdy dam im się trochę ciepła i serca, one są niesamowicie wierne i oddane. Potrafią to docenić. Żaden inny pies tak nie pokocha swojego nowego pana niż ten porzucony. W moim domu żyją Suńka i Miśka, które też kiedyś ktoś zostawił na pastwę losu. Nie wyobrażam sobie wierniejszych od nich zwierząt.

Czy uważasz, że adopcja porzuconych zwierząt to dobry pomysł? Czekamy na komentarze

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na legnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto