Zołzę na wysypisko przywiózł ktoś razem z jej bratem. Takie około 4-miesięczne szczeniaki. Piesek znalazł dom u pobliskiego rolnika, a suczka już jest jakieś pięć lat u Kucharskiego.
Jest też Ptyśka. Pan Jerzy widział na własne oczy, jak koło wysypiska podjechała osobówka kombi i kierowca wyrzucił ją, takie małe zagubione szczenię, na pobocze. Kombi odjechało, a nagle pojawił się tir wypełniony piaskiem. Zapiszczały hamulce, poszedł dym spod opon.
– Kierowca zachował się fantastycznie, bo przecież mógł tego pieska, chodzącego po szosie, na której ostatni raz widział swojego pana, rozjechać – wspomina Kucharski. Nie od razu Ptyśka trafiła na wysypisko. Zaniósł jej raz jedzenie, tam gdzie żyła, koło drogi. Gdy drugiego dnia tam się pokazał, pomaszerowała za nim.
Kołtun z Cykorem żyli z watahą porzuconych psów na okolicznych polach. Mieszkali w lisiej norze jakieś dwa lata. Gdy zimą śnieg zasypał im wejście do kryjówki, zaczęli przychodzić na wysypisko. I zostali.
Przy wjeździe na wysypisko stoi służbowy barak –dozorcówka, a obok duża psia buda, na której ktoś nakleił dwa czerwone serduszka . Barak i buda to dom tej czwórki. W dozorcówce każde ma swoje miejsce pod biurkami. Dziś drzemie tam tylko trójka, bo Cykor, mimo zimowej pogody, biega gdzieś po wysypisku. Nad biurkami pełno zdjęć psiej czwórki z pracownikami i ich znajomymi.
– Te psy to nasz alarm i monitoring – mówi Kucharski. – Gdy tylko ktoś obcy w nocy zbliży się do bramy, od razu dają dozorcy znak.
Za swoją prace dostają jedzenie. Każdy z pracowników zawsze im coś przyniesie. Ale też firma Piast, która ochrania wysypisko, przez jakiś czas przeznaczała pieniądze na zakup jedzenia. No i znajomi podrzucają.
Zołza pracuje nie tylko nocą. – To pies detektyw i psycholog – opowiada Kucharski. – U nas można składować tylko gruz z rozbiórek, czy ziemię z wykopów, a podrzucanie innych rzeczy jest zabronione. Zołza wyczuwa ludzi, którzy łamią te zasady. Tacy kręcą, czują się nieswojo, bo w gruzie przywieźli stare opony czy jakieś płyty azbestowe i Zołza zaczyna wtedy szczekać – mówi pan Jerzy.
Sam nie może być też niemiły dla obcych, bo również to zauważa i od razu ich obszczekuje.
- Krążą opinię, by nie adoptować psów porzucanych, bo nie wiadomo, co to za zwierzęta. A ja bardzo namawiam, by właśnie takie brać do domu – mówi Kucharski. – Gdy dam im się trochę ciepła i serca, one są niesamowicie wierne i oddane. Potrafią to docenić. Żaden inny pies tak nie pokocha swojego nowego pana niż ten porzucony. W moim domu żyją Suńka i Miśka, które też kiedyś ktoś zostawił na pastwę losu. Nie wyobrażam sobie wierniejszych od nich zwierząt.
Czy uważasz, że adopcja porzuconych zwierząt to dobry pomysł? Czekamy na komentarze
Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?