MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Śmieci nasze powszednie

Krzysztof Płocharz
Legniccy radni kłócą się o podwyżkę ceny wywozu śmieci. Prezydent Krzakowski proponuje podwyżkę z 50 na 90 złotych za metr sześć. Czy cena jest jedynym problemem?

Oczywiście w takiej sytuacji „śmieciowej”, jaka jest radni będą musieli podjąć jakaś decyzję cenową i nie zazdroszczę im tego, ale też ich nie żałuję. Bowiem to, że muszą, jest konsekwencją dotychczasowego lekceważenia problemu „śmieciowego”, o którym, że jest – wiadomo od lat. To, że władze miasta czekają – jak powiedział prezydent Krzakowski na spotkaniu z mieszkańcami rejonu Asnyka 15 lutego – na ustawę „śmieciową” nie jest niestety usprawiedliwieniem. Brak tej ustawy i m.in. uregulowania sprawy własności śmieci nie przeszkadzało w żaden sposób w podjęciu zasadniczych, perspektywicznych” decyzji „w tym temacie”, tym bardziej, że w sprawowaniu władzy jest w Legnicy wieloletnia ciągłość personalna, nie tylko na stanowisku prezydenta Miasta.

Wiadomo, że ze śmieciami komunalnymi można zrobić dwie rzeczy: gromadzić na wysypiskach, lub spalić. Do niedawna spalarnie śmieci miały niezbyt dobrą opinię ze względu na zanieczyszczanie powietrza szkodliwymi gazami i pyłami i to w jakimś stopniu usprawiedliwia nie wybranie dotychczas tego sposobu likwidowania problemu. Jednak spalarnie są coraz bardziej zaawansowane technologicznie (chociaż droższe w budowie), ponadto produkują prąd (z 4 ton śmieci tyle, ile z 1 tony węgla) i być może warto by wykonać dla Legnicy przynajmniej wstępną analizę opłacalności takiego przedsięwzięcia, biorąc pod uwagę to, że mogłoby radykalnie rozwiązać problem i to być może niewielkim kosztem, jeżeli realizacji dla zysku podjąłby się prywatny inwestor.

O ile w kwestii ewentualnej spalarni jest dla władz Miasta jakieś usprawiedliwienie, o tyle w kwestii wysypisk raczej go nie ma. Jeszcze przed wstąpieniem Polski do Unii było wiadomo, że wybór wysypisk oznacza także segregację śmieci i odzyskiwanie surowców wtórnych. Niestety – zarówno władza, jak i my, mieszkańcy tylko pozorowaliśmy tą segregację. Owszem, stanęły na osiedlach, głównie spółdzielczych oddzielne pojemniki na szkło, papier, i plastik i nawet najbardziej zdyscyplinowani legniczanie zaczęli te pojemniki zapełniać, jednak większość śmieci, która powinna do nich trafić ląduje nadal w pojemnikach „ogólnych”. Trzeba je wywozić na wysypiska i w ten sposób wracamy do sprawy podwyżki ceny wywozu i wobec tego powinniśmy wrócić także do tematu segregacji śmieci. Im mniej ich wyląduje na wysypisku, tym mniej, nawet po wyższej cenie za to zapłacimy, że nie wspomnę o korzyściach dla środowiska i pracy dla ludzi zatrudnionych przy recyklingu.

Warto się zatem zastanowić, co jest powodem niechęci nas, legniczan do segregowania – czy to tylko lenistwo? Otóż moim zdaniem nie tylko. Winien jest przede wszystkim dość bezmyślnie przejęty z państw zachodnich (Niemiec) model segregacji, polegający na tym, że to sami wytwórcy śmieci mają je segregować, i to na wiele „kupek” – np. w Niemczech nie tylko gromadzi się oddzielnie szkło, ale z dodatkowym podziałem na brązowe, zielone i bezbarwne. Ten akurat podział jest jeszcze do przyjęcia, ale jak ma „zwykły” legniczanin posegregować zużyte, rozmaite opakowania, wykonane z rozmaitych rodzajów plastiku, często łączonego z papierem, lub folią aluminiową? Co robić ze spalonymi żarówkami, że o świetlówkach nie wspomnę? Czy aby na pewno do pojemników „ogólnych” powinien trafiać styropian, którym opakowana jest sklepowa elektronika?

To są tylko trzy przykłady, ale każdy, kto z troską o środowisko chce porządnie segregować śmieci staje natychmiast przed takimi dylematami. Po prostu by segregować porządnie potrzebna jest wiedza – i to dość specjalistyczna, na temat tego, dlaczego z butelek PET ( takich po wodzie mineralnej) można zrobić tzw. „polar” – materiał na lekkie i ciepłe ubrania, a z plastikowych reklamówek już nie - im bardziej różnorodne odpady, tym potrzebna większa wiedza, jak je segregować. Wiedza ta (informacja) po pierwsze nie jest nam dostarczana w dostatecznym stopniu, a po drugie wymaga poświęcenia czasu i samozaparcia, by ja przyswoić i na bieżąco uzupełniać – a przede wszystkim stosować.
Ale to nie jedyny problem. Segregowanie śmieci odbywa się w naszych mieszkaniach, a jesteśmy wciąż w większości społeczeństwem na dorobku i mieszkania te mamy najczęściej niewielkie. Niewiele w nich miejsca na kilka pojemników, a trudno, zwłaszcza w blokowiskach, odbywać spacer do śmietników kilka razy dziennie. Tak więc nie segregujemy śmieci nie tylko z lenistwa – są też przyczyny obiektywne, które nie znikną, jeżeli trzymać się będziemy przyjętego sposobu segregacji.

Jest wobec tego pytanie: czy wymuszanie, w sumie koniecznej segregacji śmieci musi się odbywać tylko poprzez przymus cenowy? A może warto by zmienić obecnie przyjęty sposób? Może to właśnie my legniczanie moglibyśmy zaproponować reszcie Polski skuteczną segregację?

Chyba nie ma legniczanina, który przy śmietniku nie spotkałby „śmieciowego nurka”, czasem wręcz ich ekipę przeszukującą pojemnik przy pomocy długich pogrzebaczy. Pewnie niektórzy z nich, to „kolekcjonerzy” zapełniający swoje lokale tym, co się jeszcze „może przydać”. Ale większość szuka czegoś, co można sprzedać jako surowiec wtórny. Przeszukiwanie śmietników nie jest zajęciem ani przyjemnym, ani łatwym, przede wszystkim ze względu na różnorodną zawartość, której głównym składnikiem są jednakże odpady z naszych kuchni: obierki i resztki jarzyn, owoców posiłków. Obserwuję pracę tych ludzi od paru lat i za każdym razem myślę, że warto by im ją ułatwić, ułatwiając, bo upraszczając segregację także nam. I wcale nie trzeba dużo zmieniać – wystarczy zamiast jednego pojemnika postawić dwa: jeden na to wszystko, co może zgnić, a więc dałoby się wykorzystać do produkcji biogazu i kompostu (zamiast wywozić na wysypisko) i drugi na całą resztę: właśnie szkło, plastik, papier, rozmaite zbędne, wyrzucane przedmioty. Konstrukcja tego drugiego pojemnika powinna ułatwiać przeszukiwanie zawartości i segregowanie tego, co da się wykorzystać jako surowiec wtórny – tyle tylko, że zamiast nas robili by to już przecież wyspecjalizowani „śmieciowi nurkowie”. A nam odpadłoby główkowanie co jest, a co nie jest surowcem wtórnym – wystarczyłoby także dzielenie śmieci na dwie „kupki”.

Na logikę biorąc, skuteczność takiej segregacji powinna być znacznie większa, zarówno dlatego, że łatwiejsza i dokładniejsza w pomniejszonej o odpadki kuchenne i mniej śmierdzącej masie jak i motywowana finansowo – im więcej „nurek” wysegreguje i sprzeda surowców wtórnych – tym więcej zarobi. Gdyby jeszcze nadać temu przedsięwzięciu jakieś ramy organizacyjne, rozpracować sposób gromadzenia i wywożenia „pozostałości” po segregacji, może zaopatrzyć „nurków” w podstawowy sprzęt (np. wózki do transportu) i odzież ochronną – to być może powstałby całkiem skuteczny system segregacji i co nie jest bez znaczenia wzrósłby status społeczny „nurków”. Kieruję zatem ten tekst szczególnie do lewicowych władz Miasta, ale także do tych wszystkich legniczan, którym idea faktycznej, a nie tylko udawanej ochrony środowiska jest szczególnie bliska, ale i do tych, których zdenerwuje proponowana przez prezydenta Krzakowskiego podwyżka ceny wywozu śmieci.
Może by zrobić taki eksperyment na którymś legnickim osiedlu i zobaczyć jak się to sprawdzi?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tomasz Adamek na gorąco komentuje swój pierwszy występ we freakach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na legnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto