Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Złotoryja/Jerzmanice-Zdrój: Tęsknił za mamą i prawie zabił

Zygmunt Mułek
Jerzy Zdyb, dyrektor szkoły w poprawczaku w Jerzmanicach-Zdroju, w pracowni kamieniarskiej
Jerzy Zdyb, dyrektor szkoły w poprawczaku w Jerzmanicach-Zdroju, w pracowni kamieniarskiej fot. piotr krzyżanowski
Sebastian siedzi cichutko na ławie oskarżonych. Drobny chłopiec o przyjemnej twarzy. Kiedyś zatęsknił za mamą. Wziął więc do ręki duży kamień i uderzył nim w głowę instruktora zawodu. A potem uciekł z poprawczaka w Jerzmanicach-Zdroju koło Złotoryi.

Chciał zabić nauczyciela.Miał wtedy nieco ponad 15 lat. Był już zdemoralizowanym, pozbawionym wyższych uczuć młodym człowiekiem.

Urodził się w Sosnowcu. Jego rodzice się rozeszli. Zaczął kraść, gdy miał osiem lat. Teraz jego kartoteki przestępczej mogą mu pozazdrościć dużo starsi bandyci. Napady z nożem, rozboje, kradzieże. Próba ucieczki ze schroniska dla nieletnich. I wreszcie napad na instruktora zawodu w Jerzmanicach.

- W wielu przypadkach u podstaw drastycznych zachowań dzieci leży silne poczucie lęku - tłumaczy legnicki psycholog i biegły sądowy Andrzej Krakowski. - Rodzi się on w dzieciństwie, zwłaszcza w rodzinach patologicznych, w których dominuje przemoc. Tłumiony przez dłuższy czas lęk musi kiedyś wybuchnąć.

Stało się to w Jerzmanicach. Sebastiana przywieziono tutaj w styczniu minionego roku. Zachowywał się poprawnie. Wychowawcy nie zauważyli, żeby planował ucieczkę. Przydzielili go do warsztatu kamieniarskiego, gdzie uczył się zawodu pod okiem 56-letniego wówczas Edwarda K.

Pan Edward skończył Akademię Sztuk Pięknych. - Wspaniały człowiek i pedagog. Długo namawialiśmy go, by przyszedł do nas do pracy - wspominał Jerzy Zdyb, dyrektor zespołu szkół w poprawczaku.
- To był porządny gość. Na nikogo nie krzyczał. Traktował nas bardzo dobrze - chwalił instruktora Wojciech M. Był na zajęciach, gdy Sebastian zaatakował.

Chłopak od początku planował ucieczkę. Rozmawiał o tym z Patrykiem Sz., starszym o dwa lata, osadzonym w Jerzmanicach, także z bogatą przeszłością kryminalną.

- Chciałem uciec - opowiadał podczas przesłuchania Patryk. - Namawiałem do tego Sebastiana. On miał uderzyć i ogłuszyć nauczyciela. A potem mieliśmy razem zbiec.

Jest 22 lutego 2009 r., godz. 8, gdy czterech młodych wychowanków po śniadaniu melduje się na zajęciach w warsztacie u pana Edwarda. Każdy z nich dostaje narzędzia do obróbki kamienia i zadania. Chłopcy zajmują się robotą. Instruktor siedzi w kantorku. Wojciech M. obrabia piaskowiec. Niewiele zostało mu do wyjścia na wolność. - Nigdy nie używałem przemocy. Do poprawczaka trafiłem za przestępstwa przeciwko mieniu. Chciałem wyuczyć się zawodu i założyć rodzinę - podkreślał podczas przesłuchań.

Wojtek zauważa Sebastiana odchodzącego od stołu, przy którym ciosali kamień. Widzi, jak wchodzi do kanciapy instruktora. - Usłyszałem głuche uderzenie. Potem zobaczyłem nauczyciela leżącego na posadzce. Podszedłem do niego. Był zamroczony i poprosił, bym mu przyniósł ręcznik. Wszedłem na chwilę do łazienki, by go zmoczyć. Gdy wróciłem do instruktora, był już nieprzytomny. Z głowy leciała mu krew - opowiadał podczas przesłuchań.

Sebastian uderza dwa razy. Pierwszy raz w pokoju instruktora. Drugi, gdy Wojtek wychodzi zamoczyć ręcznik. Potem zabiera klucze, otwiera drzwi i ucieka. Pościg łapie go pół godziny później, gdy siedzi zmarznięty w pobliskiej szopie.

- Nie uderzałem nauczyciela, żeby zabić, a tylko ogłuszyć - powtarza. - Wziąłem kamień pierwszy z brzegu, ale starałem się uderzać lekko płaską częścią. Chciałem iść do mamy. Pieszo.
Jego wspólnik ucieczki Patryk Sz. nie wyszedł z warsztatów. Może nie zdążył, może się przestraszył. Kopnął w głowę leżącego instruktora.

Najpierw się przyznał, potem zaprzeczył. Twierdził, że pomagał ratować człowieka. Ostatecznie przeskoczył mur w maju minionego roku. Zanim został złapany, ukradł sześć razy. Dostał za to dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć. Siedzi w poprawczaku w Trzemesznie.

Nauczyciel przeżył. Obrażenia, jakie odniósł, były bardzo poważne. Nie wrócił do pracy. Ciągle się leczy. Ma zaniki pamięci. Nosi aparat słuchowy. Jest pod opieką psychologa. - Nie pamiętam, co się zdarzyło feralnego dnia - opowiadał w sądzie. - Nigdy nikt na mnie nie napadł. Sebastiana raz lekko skarciłem.

Chłopaka przebadali psychiatrzy. Określili jako pozbawionego uczuć, nieposiadającego żadnych norm moralnych zwyrodnialca.

- Jest niebezpieczny. Ze względu na jego wcześniejsze negatywne zachowania i znacz-ny stopień zdemoralizowania odpowiada jak dorosły. Biorąc kamień, chciał zabić nauczyciela - mówi prokurator Tomasz Pisarski.

Bardzo rzadko się zdarza, by piętnastolatek odpowiadał jak dorosły. Sebastianowi grozi 25 lat więzienia. Czy zdaje sobie z tego sprawę? W sądzie sprawia wrażenie, że mało go to obchodzi.
Pracownia w poprawczaku w Jerzmanicach jest jedyną kamieniarską w kraju. Po napaści na Edwarda K. były obawy, że przestanie istnieć.

- Udało nam się jednak znaleźć nowego nauczyciela i nie zlikwidowaliśmy tego kierunku - mówi dyrektor Jan Wolski. - Zwiększyliśmy środki bezpieczeństwa. Nauczyciel ma urządzenie, którym może zaalarmować strażników. Opracowaliśmy również nowoczesny system monitoringu.

Czy wierzysz, że jest szansa, iż Sebastian kiedykolwiek zrozumie, co zrobił? Podyskutuj na naszej stronie!

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Złotoryja/Jerzmanice-Zdrój: Tęsknił za mamą i prawie zabił - Lwówek Śląski Nasze Miasto

Wróć na lwowekslaski.naszemiasto.pl Nasze Miasto