Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fundacja Barka pomaga bezdomnym Polakom w Londynie

Piotr Kanikowski
Janusz Fiebich jako streetworker Barki namawiał Polaków z londyńskich ulic na powrót
Janusz Fiebich jako streetworker Barki namawiał Polaków z londyńskich ulic na powrót Piotr Krzyżanowski
Janusz Fiebich z Chojnowa pracuje dla fundacji Barka UK. Założona przez Barbarę i Tomasza Sadowskich Barka, finansowo wspierana przez angielski rząd, pomaga Polakom, którzy sami, bez pracy i pieniędzy, nie mieliby nigdy szans podnieść się z rynsztoka i wrócić z Londynu do ojczyzny po nowe życie.

Liczba uratowanych idzie już w tysiące. W ubiegłym roku chojnowianin namówił na powrót m.in. czterech lubinian, mieszkańców Gromadki, Złotoryi, Zimnej Wody, Chocianowa...

- Większość to ludzie oszukani przez pośredników, zwykle innych Polaków - opowiada Janusz Fiebich.

W Londynie spotkał na przykład dwóch gorzowian. Wpłacili po 2,5 tys. złotych człowiekowi, który obiecał im pracę w Anglii. Dostali po bilecie za 70 złotych na najtańsze linie Ryanair, przylecieli na lotnisko Stansted i tam już zostali. Nikt na nich nie czekał. Parę funtów, jakie przy sobie mieli, nie wystarczyło na powrót. Bez pomocy Barki UK utknęliby tu być może na zawsze.

Ulice w Londynie szybko wchłaniają takich pechowców, poczucie beznadziei i klęski spycha ich w dół. Zaczynają dzień od kupna sidara - wina ulicy (2 litry za 1,40 funta). Potem piją już płyn do mycia szyb Umbro, bo tańszy. Następny etap to narkotyki, prostytucja. Niektórzy stworzyli sobie na ulicy swój świat - nawet nie myślą o powrocie. Inni boją się reakcji najbliższych.

Janusz Fiebich jako streetworker chodził od człowieka do człowieka, rozmawiał, starał się zdobyć ich zaufanie, a potem powoli namawiał na terapię i powrót do
kraju. Sam był alkoholikiem (od 18 lat nie pije), wie, jak pracuje uzależniony mózg, na ulicy nie dał się zbyć byle czym.

Od dziewczyny z Krakowa (pijana, posiniaczona, cała ręka pokłuta strzykawką) wyciągnął telefon do rodziców. Płakali w słuchawkę, gdy zadzwonił: "Panie, już trzy
lata nie mieliśmy z nią kontaktu. Przyjechała na trochę, urodziła dziecko, i zniknęła". Półtora miesiąca namawiał ją do powrotu, w końcu kiwnęła głową, że tak. Kupił wielkiego policjanta - zabawkę, by miała prezent dla dziecka i wsadził ją w samolot. Trzy miesiące później oddzwoniła z ośrodka MONAR-u, żeby podziękować.

Chłopak spod Złotoryi, 24 lata, pił już Umbro. Strasznie się bał ulicy. Fiebich: - Pytam, czy ma gdzie wrócić. "Tak", mówi, "Mam rodzinę". Dał mi telefon, dzwonię, odbiera mama. W słuchawce szloch. "Panie, przywieź go pan". Fala zagubionych kloszardów z Polski zalewa Anglię co roku na przełomie maja i czerwca. Janusz Fiebich czeka na sygnał z centrali Barki, kiedy znów będzie potrzebny w Londynie.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na legnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto