Liczba uratowanych idzie już w tysiące. W ubiegłym roku chojnowianin namówił na powrót m.in. czterech lubinian, mieszkańców Gromadki, Złotoryi, Zimnej Wody, Chocianowa...
- Większość to ludzie oszukani przez pośredników, zwykle innych Polaków - opowiada Janusz Fiebich.
W Londynie spotkał na przykład dwóch gorzowian. Wpłacili po 2,5 tys. złotych człowiekowi, który obiecał im pracę w Anglii. Dostali po bilecie za 70 złotych na najtańsze linie Ryanair, przylecieli na lotnisko Stansted i tam już zostali. Nikt na nich nie czekał. Parę funtów, jakie przy sobie mieli, nie wystarczyło na powrót. Bez pomocy Barki UK utknęliby tu być może na zawsze.
Ulice w Londynie szybko wchłaniają takich pechowców, poczucie beznadziei i klęski spycha ich w dół. Zaczynają dzień od kupna sidara - wina ulicy (2 litry za 1,40 funta). Potem piją już płyn do mycia szyb Umbro, bo tańszy. Następny etap to narkotyki, prostytucja. Niektórzy stworzyli sobie na ulicy swój świat - nawet nie myślą o powrocie. Inni boją się reakcji najbliższych.
Janusz Fiebich jako streetworker chodził od człowieka do człowieka, rozmawiał, starał się zdobyć ich zaufanie, a potem powoli namawiał na terapię i powrót do
kraju. Sam był alkoholikiem (od 18 lat nie pije), wie, jak pracuje uzależniony mózg, na ulicy nie dał się zbyć byle czym.
Od dziewczyny z Krakowa (pijana, posiniaczona, cała ręka pokłuta strzykawką) wyciągnął telefon do rodziców. Płakali w słuchawkę, gdy zadzwonił: "Panie, już trzy
lata nie mieliśmy z nią kontaktu. Przyjechała na trochę, urodziła dziecko, i zniknęła". Półtora miesiąca namawiał ją do powrotu, w końcu kiwnęła głową, że tak. Kupił wielkiego policjanta - zabawkę, by miała prezent dla dziecka i wsadził ją w samolot. Trzy miesiące później oddzwoniła z ośrodka MONAR-u, żeby podziękować.
Chłopak spod Złotoryi, 24 lata, pił już Umbro. Strasznie się bał ulicy. Fiebich: - Pytam, czy ma gdzie wrócić. "Tak", mówi, "Mam rodzinę". Dał mi telefon, dzwonię, odbiera mama. W słuchawce szloch. "Panie, przywieź go pan". Fala zagubionych kloszardów z Polski zalewa Anglię co roku na przełomie maja i czerwca. Janusz Fiebich czeka na sygnał z centrali Barki, kiedy znów będzie potrzebny w Londynie.
Zobacz też: Rozmawiają o wspólnej komunikacji dla LGOM
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?