Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Brytyjscy aktorzy w Hollywood. Zobaczcie niezwykłą sesję, którą współtworzyli Polacy

Lucyna Jadowska
Jason Bell/British Hollywood/House of Retouching
Tomasz Kozakiewicz i Krzysztof Gadomski wspólnie z Jasonem Bellem stworzyli sesję zdjęciową z brytyjskimi aktorami w roli głównej. Zdjęcia ukazały się w "Vanity Fair".

"British Are Coming" (Brytyjczycy nadchodzą) to tytuł sesji fotografa Jasona Bella, która została opublikowana w słynnym "Vanity Fair". Postprodukcją zdjęć, czyli tworzeniem klimatu i robieniem wszystkiego, żeby fotografie wyglądały jak najlepiej, zajęła się dwójka Polaków tworzących firmę House of Retouching. Tomasz Kozakiewicz i Krzysztof Gadomski pracują w Krakowie. Na zdjęciach z sesji "British Are Coming" pojawili się m.in. Keira Knightley, Benedict Cumberbatch, Jude Law, Orlando Bloom czy Michael Caine. Przeczytajcie wywiad z duetem z House of Retouching.

Czytaj też: Najlepiej i najgorzej ubrane gwiazdy na gali Brit Awards. Zobaczcie galerię

Jak to się stało, że wspólnie z Jasonem Bellem tworzyliście sesję zdjęciową dla "Vanity Fair"?

Tomasz Kozakiewicz: Z Jasonem Bellem współpracujemy od dawna, w związku z tym robimy większość jego zleceń. Bell wpadł na pomysł sesji z brytyjskimi aktorami, którzy podbijają Hollywood.

Krzysztof Gadomski: Jason przedstawił propozycję tej sesji "Vanity Fair", spotkał się z szefostwem magazynu i okazało się, że gro jednego z numerów będzie stanowiła właśnie jego sesja z brytyjskimi aktorami.

Tomasz Kozakiewicz: Wstępnie zdjęć miało być ponad 50. Projekt trzeba było jednak ograniczyć do pojemności "Vanity Fair“. Pozostały 24 zdjęcia, na które składają się 24 sesje robione w najróżniejszych miejscach świata.

A na czym polegała Wasza praca?

T.K.: Generalnie zajmujemy się postprodukcją. Dostajemy tzw. surówkę i tworzymy klimat kolorystyczny zdjęcia, budujemy scenę, koncentrujemy uwagę widza np. na twarzy.

K.G.:Jeśli gwieździe na zdjęciu widać niesforny włos, też to usuwamy. Robimy także korekcję ubrań, w których ktoś źle wygląda. Dużo pracujemy też na tłach fotografii.

T.K.: Do każdego zdjęcia podchodzimy indywidualnie, jak do obrazu. Siadamy i zastanawiamy się, jakie rzeczy są niewłaściwe, co poprawić, żeby obraz był lepszy.

Pomaga Wam to, że pracujecie w tzw. tandemie?

K.G.: Zdecydowanie, w pracy wykorzystujemy to, że robimy to w dwójkę. Poprawiamy siebie. Często można stracić dystans, nie widzi się podstawowych błędów, wtedy druga osoba jest potrzebna. Przez to, że mamy za sobą inne zaplecze, Tomek zajmował się fotografią, mi bliżej do komputerów i pracy grafika, uzupełniamy się w tym, co robimy.

Jak dużo czasu zajęła Wam praca nad zdjęciami, które trafiły do "Vanity Fair"?

T.K.: Praca trwała w sumie miesiąc. Minimalny czas poświęcony na jedno zdjęcie wynosił pięć godzin.
K.G.: Bardziej wymagające były zdjęcia grupowe, praca nad najbardziej skomplikowanym zajęła niemal cztery dni.

W czasie pracy bierzecie też pod uwagę zdanie fotografa?

K.G.: Tak, dialog z fotografem jest bardzo ważny. Jeśli wpadniemy na szalony pomysł związany ze zdjęciem, robimy coś na szybko i konsultujemy się z autorem. Czasami zgadza się na takie zmiany, innym razem nie.

Możecie zdradzać szczegóły postprodukcji zdjęć do sesji "The British Are Coming"?

T.K.: Generalna zasada jest taka, że nie zdradzamy szczegółów warsztatu fotografa. Tak samo nie możemy powiedzieć, co zostało poprawione na zdjęciach celebrytów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto