Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Legnica: Plaga fałszywych alarmów

Marcin Romanowski
Piotr Krzyżanowski
Niedziela, za trzy minuty piąta rano. Dyżurny legnickiej Państwowej Straży Pożarnej odbiera zgłoszenie o pożarze. Legniczanin informuje, że wyszedł na papierosa i jest przekonany, że widzi palący się budynek przy ul. Wrocławskiej. Szybko się rozłącza. Strażacy niezwłocznie udają się na drugi koniec miasta.

Niedziela, za trzy minuty piąta rano. Dyżurny legnickiej Państwowej Straży Pożarnej odbiera zgłoszenie o pożarze. Legniczanin informuje, że wyszedł na papierosa i jest przekonany, że widzi palący się budynek przy ul. Wrocławskiej. Szybko się rozłącza. Strażacy niezwłocznie udają się na drugi koniec miasta.

Na miejscu okazuje się, że nie ma żadnego zagrożenia. Nic się nie pali. Miasto jeszcze spokojnie śpi. Po raz kolejny jednostka z czterema wyspecjalizowanymi
ratownikami wyjechała do akcji na marne. Co by było, gdyby w tym czasie rzeczywiście w innym miejscu rozgrywała się tragedia i była potrzebna pomoc?

- Na szczęście mamy w mieście dwie komendy, więc gdy są dwa zgłoszenia w jednym czasie, dajemy sobie radę. Ale gdyby jeszcze było trzecie, nie mielibyśmy nawet pół strażaka do wyjazdu - informuje rzecznik legnickiej straży pożarnej Leszek Gławęda.

Przykład z ostatniego weekendu to tylko jeden z 46 tegorocznych fałszywych alarmów, którymi była nękana straż pożarna w Legnicy.

- Zawsze zakładamy, że zgłoszenie jest realne. Czasem mamy wrażenie, że to może być lipa. Ale co z tego, skoro nie możemy go zignorować - dodaje Gławęda.
Zdarza się, że musi wyjeżdżać specjalistyczny wóz z drabiną, bo zgłoszenie dotyczy mieszkania na górnych kondygnacjach wieżowca. Wtedy koszty wyjazdu liczone są już w setkach tysięcy złotych.

- Każdy wyjazd strażaków kosztuje 300-800 zł. W zależności od liczby jednostek i odległości do pokonania. W tym roku straciliśmy przez fałszywe zgłoszenia ponad 20 tysięcy złotych - wyjaśnia Gławęda.

Ludzie, którzy alarmują o pożarach, często opierają się na swoich przypuszczeniach. Twierdzą po fakcie, że się im zdawało, że alarmowali w dobrej wierze. Ale są też tacy, którzy z premedytacją wprowadzają strażaków w błąd.

- Zdarzają się też zgłoszenia od ludzi chorych psychicznie. Z pewną częstotliwością dzwoni do nas starsza pani z ul. Plutona, która twierdzi, że kanałami wentylacyjnymi do jej mieszkania wpuszczany jest trujący gaz - opowiada Leszek Gławęda.

Są przypadki, kiedy fałszywe alarmy powodują zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Na przykład wtedy, gdy trzeba ewakuować szpital. Sprawcy takiego "dowcipu" grozi nawet do trzech lat więzienia. Musi też pokryć koszty pracy służb ratunkowych.

Zobacz też: Trwa remont Akademii Rycerskiej

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na legnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto