Na drugim piętrze Urzędu Miasta w Legnicy, przed gabinetem rzecznika prezydenta stoi pomalowany na biało sejf czy też szafa pancerna. Jest wtopiona w podłogę i nie można jej przenieść.
- Nikt sejfu nie potrafi otworzyć - mówi rzecznik Arkadiusz Rodak. - A może kryją się tam jakieś ciekawe rzeczy...
Zygmunt Podlaski, dyrektor administracyjny UM pracuje w magistracie 35 lat. Przeszedł wszystkie szczeble kariery urzędniczej i 0 tajemnicach, kryjących się w magistracie wie wszystko.
- Takie sejfy Niemcy montowali na korytarzach urzędów w Zachodniej Polsce - opowiada Zygmunt Podlaski. - U nas są takie trzy. Dwa na korytarzu, a trzeci w pomieszczeniu kasowym.
Zamknięty dosłownie na cztery spusty jest tylko ten jeden, pomalowany na biało. Przed wielu laty pracownik urzędu, który miał do tego sejfu klucze, zmarł. I od tego czasu nikt nie potrafi drzwi otworzyć.
- Bardzo mi zależy, by to zrobić - nie ukrywa dyr. Podlaski. - To piękny sejf, takich już się nie robi. Z zewnątrz wygląda jak wielka szafa. Ale wewnątrz jest bardzo mało miejsca, bo ma grube ściany na 15 centymetrów. Niemcy musieli przechowywać w nim bardzo ważne dokumenty.
Mało kto wie, że w magistracie są także dwa skarbce. Dzisiaj nie przechowuje się w nich sztab złota czy wielkiej gotówki. Ale pozostały potężne, półmetrowej grubości drzwi. Przed kilkudziesięciu laty jedne z nich nagle się zamknęły.
- Nagle lekko zaszumiały i się zatrzasnęły - wspomina Zygmunt Podlaski. - Próbowaliśmy otworzyć je łańcuchem. Ciągnęło go 10 strażaków i nawet nie drgnęły.
Wreszcie znalazł się stary fachowiec, który w jednym z banków opiekował się skarbcami. - Podszedł do drzwi, a nam kazał stanąć daleko, byśmy nie podpatrywali - wspomina dyrektor. - Coś tam pokręcił, postukał i potężne drzwi same odskoczyły. Potem powiedział, że zamknęły się, bo takie specjalne rynienki zassały powietrze. I trzeba było je spuścić.
W gabinecie prezydenta wisi obraz przedstawiający "Bitwę pod Legnicą". Został znaleziony zupełnie przypadkowo w 1978 r. Pracownik urzędu polał zużyte dowody osobiste benzyną i wrzucił do komina. Podpalił je, ale ogień zaprószył się na strychu. Tliło się między krokwiami.
- Polewaliśmy je wodą - opowiada Zygmunt Podlaski. - Było bardzo niewygodnie. Wtedy znaleźliśmy ten obraz, który ktoś schował między krokwiami. Był w bardzo złym stanie. Został odesłany do renowacji w Warszawie.
A czy w zakamarkach urzędu mogą jeszcze znajdować się podobne niespodzianki?
- Być może pod warstwami farby kryją się freski - przypuszcza dyrektor. - W Szczecinie takie odkryto. Może i u nas też tak będzie.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?